Tak jak obiecywałam, oto i druga część o eksperymentach kulinarnych, a żeby było ciekawiej trochę więcej zdjęć :) Dziś na tapecie - Sushi. Mój pierwszy raz z sushi był no cóż.. nie w Japonii ale na Ukrainie, a dokładniej we Lwowie. Razem z całą ekipą wybraliśmy się tam we wrześniu w 2009 roku. Z tej wyprawy mam same dobre wspomnienia. Działo się dużo. Przez 6 dni zwiedzaliśmy, szwędaliśmy się uliczkami Lwowa, mieliśmy okazję wiele zobaczyć ale też i posmakować. Pewnego dnia, chłopaki postanowili się odłączyć, a my z Anią wybrałyśmy się na babski wieczór do restauracji sushi. Dzięki baardzo korzystnemu przelicznikowi Złotego na Hrywny, mogłyśmy przekonać się jak smakuje to, czym zachwycają się bogaci ludzie na świecie ;) Co prawda, byłyśmy tam dosyć niecodziennym widokiem. Tylko my i sami biznesmeni w garniturach wokół ale bawiłyśmy się świetnie. Na moment naprawdę znalazłyśmy się w nowoczesnej Japonii. Guziki elektroniczne na blatach by przywołać kelnerkę, kelnerki z tabletami (wówczas widziałam je po raz pierwszy w życiu), gorące, mokre ręczniczki do wycierania rąk. Z zamawianiem było dosyć dużo zachodu - całe menu napisane cyrylicą. Całe szczęście, że Ania jest urodzoną poliglotką i włada językiem rosyjskim :) W tym miejscu wypada także wspomnieć, że Ania z zamiłowania jest również filmoznawcą - Aniawkinie. Zamówione sushi z węgorzem okazało się małym niebem w gębie. Potem skusiłyśmy chłopaków i wybraliśmy się jeszcze raz całą ekipą.
Po kilku latach, o sushi przypomniała mi Monika - bratowa mojego lubego, autorka bloga Szulinkowo, która przyrządziła je sama w domu i narobiła mi "smaka". Pomyślałam, że może warto spróbować. Nie wyjdzie idealnie ale co tam.. :) Poczytałam trochę w Internecie, podpatrzyłam filmiki na YouTube no i przemierzyłam Bydgoszcz w poszukiwaniu składników. Odnalazłam wszystko w Realu. Kupiłam matę bambusową do zwijania, ryż do sushi, wodorosty Nori, sezam, ocet ryżowy, sos sojowy i wasabi. Do środka możemy dać przeróżne rzeczy - ryby, paluszki krabowe lub warzywa. Ja postawiłam na surowego łososia, paluszki krabowe i ogórek. Wyszło bardzo fajnie. Przede wszystkim świetna zabawa z przygotowywaniem. Fakt, że trzeba nabrać wprawy wcale mnie nie zniechęcił :) Jak widać na zdjęciu kawałki pocięłam różnej wielkości, by móc później ocenić jaka wielkość jest najbardziej optymalna. Nie chciałabym wymądrzać się jak przygotować sushi bo jestem amatorką w tym temacie. Opiszę tylko pokrótce jak wygląda proces przygotowywania. Jeśli macie chęć zrobić je sami w domu, warto zagłębić się w profesjonalne poradniki.
1. Ryż opłukujemy dokładnie na sicie. Wyczytałam, że robimy to ok. 7 razy. Inne źródła mówią, że robimy to po prostu tak długo aż woda, którą przepłukujemy ryż będzie już przezroczysta.
2. Ryż gotujemy 15 minut, pod przykryciem. Co ciekawe zalewamy je taką ilością wody, by przykryła tylko ryż w garnku. Co jakiś czas mieszamy.
3. Ryż pozostawiamy pod przykryciem. Czekamy aż ostygnie.
4. W garnku na niewielkim ogniu rozpuszczamy w occie ryżowym cukier i sól. Zalewę dodajemy do ryżu.
5. Na macie bambusowej kładziemy jeden płat Nori. Przygotowujemy miskę z wodą, by moczyć palce w wodzie. Układamy równomiernie za pomocą zwilżonych palców ryż na wodoroście zostawiając centymetrowe odstępy przy brzegach Nori. Na środku robimy wgłębienie. Smarujemy je delikatnie małą ilością wasabi.
6. Teraz już robimy, co nam się tylko zamarzy. Ja sypałam sezam. Na to kładłam pocięty w słupki ogórek, kawałeczki łososia lub paluszki surimi.
7. I na koniec jak dla mnie najtrudniejsza część - zawijanie :) Zwilżamy wodą końcówkę wodorostu no i zawijamy za pomocą maty. Na koniec starannie trzeba docisnąć. Przekładamy rulon na deskę i kroimy na kawałki nożem bez ząbków.
8. Obok sushi podajemy miseczkę z japońskim chrzanem - wasabi oraz z sosem sojowym.
Po kilku latach, o sushi przypomniała mi Monika - bratowa mojego lubego, autorka bloga Szulinkowo, która przyrządziła je sama w domu i narobiła mi "smaka". Pomyślałam, że może warto spróbować. Nie wyjdzie idealnie ale co tam.. :) Poczytałam trochę w Internecie, podpatrzyłam filmiki na YouTube no i przemierzyłam Bydgoszcz w poszukiwaniu składników. Odnalazłam wszystko w Realu. Kupiłam matę bambusową do zwijania, ryż do sushi, wodorosty Nori, sezam, ocet ryżowy, sos sojowy i wasabi. Do środka możemy dać przeróżne rzeczy - ryby, paluszki krabowe lub warzywa. Ja postawiłam na surowego łososia, paluszki krabowe i ogórek. Wyszło bardzo fajnie. Przede wszystkim świetna zabawa z przygotowywaniem. Fakt, że trzeba nabrać wprawy wcale mnie nie zniechęcił :) Jak widać na zdjęciu kawałki pocięłam różnej wielkości, by móc później ocenić jaka wielkość jest najbardziej optymalna. Nie chciałabym wymądrzać się jak przygotować sushi bo jestem amatorką w tym temacie. Opiszę tylko pokrótce jak wygląda proces przygotowywania. Jeśli macie chęć zrobić je sami w domu, warto zagłębić się w profesjonalne poradniki.
1. Ryż opłukujemy dokładnie na sicie. Wyczytałam, że robimy to ok. 7 razy. Inne źródła mówią, że robimy to po prostu tak długo aż woda, którą przepłukujemy ryż będzie już przezroczysta.
2. Ryż gotujemy 15 minut, pod przykryciem. Co ciekawe zalewamy je taką ilością wody, by przykryła tylko ryż w garnku. Co jakiś czas mieszamy.
3. Ryż pozostawiamy pod przykryciem. Czekamy aż ostygnie.
4. W garnku na niewielkim ogniu rozpuszczamy w occie ryżowym cukier i sól. Zalewę dodajemy do ryżu.
5. Na macie bambusowej kładziemy jeden płat Nori. Przygotowujemy miskę z wodą, by moczyć palce w wodzie. Układamy równomiernie za pomocą zwilżonych palców ryż na wodoroście zostawiając centymetrowe odstępy przy brzegach Nori. Na środku robimy wgłębienie. Smarujemy je delikatnie małą ilością wasabi.
6. Teraz już robimy, co nam się tylko zamarzy. Ja sypałam sezam. Na to kładłam pocięty w słupki ogórek, kawałeczki łososia lub paluszki surimi.
7. I na koniec jak dla mnie najtrudniejsza część - zawijanie :) Zwilżamy wodą końcówkę wodorostu no i zawijamy za pomocą maty. Na koniec starannie trzeba docisnąć. Przekładamy rulon na deskę i kroimy na kawałki nożem bez ząbków.
8. Obok sushi podajemy miseczkę z japońskim chrzanem - wasabi oraz z sosem sojowym.
Kochani, na koniec chciałabym Wam życzyć z okazji Walentynek spędzenia fajnego wieczoru z ukochaną osobą, a może i nawet zjedzenia z nią wspólnie pysznej kolacji. A tym, którzy jeszcze nie mają swojej drugiej połówki - życzę szybkiego odnalezienia :)
Do usłyszenia, a raczej do przeczytania!